03.09.2022
Kłodzka Góra. 752 m.n.p.m. Ostatni dzień wyprawy. Najpierw pojechaliśmy odebrać z serwisu Jacka rower, niestety rezultat naprawy był taki, że rower wszedł w tryb „działa – nie działa”, chociaż w serwisie starali się pomóc, jak mogli. Postanowiliśmy na Kłodzką Górę wejść pieszo, ponieważ mimo, że są tam wspaniałe singletracki glacensis, to żaden z nich niestety nie przebiega przez szczyt Kłodzkiej Góry i groziło nam znowu przedzieranie się przez las na odcinku około 1,5 km, na co nie mieliśmy już czasu, bowiem w planach był tego dnia jeszcze jeden szczyt i powrót do Krakowa. Poza tym, cóż, wczorajsza „przygoda” z Rudawcem nie nastrajała nas do ponownego uprawiania rowerowych surwiwalów. Początkowo szliśmy wesoło leśną drogą przez około 1.5 km, ale okazało się, że to… nie ta droga. Zamiast zawrócić do szlaku, zaatakowaliśmy zalesione zbocze góry, dzięki czemu udało się nazbierać nieco zajączków i ostatecznie szlak odnaleźliśmy. Potem odkryliśmy, że tą leśną drogą, którą szliśmy, też spotkalibyśmy się ze szlakiem, ale co przygoda to przygoda. Po około godzinie dotarliśmy na szczyt Kłodzkiej Góry, odnaleźliśmy znak szczytowy i skrzynkę z pieczątką, a następnie wspięliśmy się na naprawdę wysoką (ostatnia platforma znajduje się na wysokości 30 metrów), ażurową wieżę widokową, której kołysanie przy silniejszych podmuchach wiatru było odczuwalne. Z wieży widokowej mieliśmy widok na wiele szczytów, które do tej pory zdobyliśmy, co dało nam dodatkową radochę.
Wracaliśmy na Przełęcz Kłodzką już po bożemu, szlakiem turystycznym. Trzeba zaznaczyć, że fakt, iż Kłodzka Góra nie ma imponującej wysokości bezwzględnej, to nie oznacza wcale, że jest to góra do zdobycia spacerkiem. Na szlaku zdarzały się miejsca i strome i kamieniste, i warto ubrać porządne buty, jak na typową górską wędrówkę.